środa, 13 sierpnia 2014

4 months / crazy weekend / Boston

Dobra misiaki, jutro mija czwarty miesiac kiedy jestem w USA!!! SZALENSTWO!!! Pojecia nie mam gdzie ten czas tak zapieprza!

Zeszły weekend byl dosyc szalony, w piatek bylam z kilkoma znajomymi w country barze, ktory razem z B. bardzo polubilysmy - maja w srodku byka, B. dala sie namowic na jazde, ale ja bylam stanowczo na nie (no i trzezwa haha). W sobote byl plan razem z J. spotkania sie w NYC, pojscie na koncert Jeremiha (uwieeelbiam gooo) i zostanie w miescie na cala niedziele. Ogolnie wszystko bylo mega super, ale nie ogarnelam tylko jednego - ze ten "koncert" to goscinny wystep podczas imprezy. Impreza tematyczna "MILK" - czyli wszystko na bialo, w jakiejs czarnej czesci Brooklynu. Takze byli sami murzyni ubrani na bialo i my - dwie biale laski ubrane na czarno (wspomnialam, ze nie wiedzialysmy o temacie przewodnim?). Takze z punktu organizacyjnego nawalilysmy, ale koncert byl mega fajny, udalo mi sie zlapac koszulke, plus Jeremih'a mialam na wyciagniecie reki ;) Pozniej wrocilysmy na Manhattan, gdzie zjadlysmy sniadanie i ruszylysmy na podboj Muzeum Historii Naturalnej, bo padalo no i bylo juz ok 9 rano. Jak wrocilam do domu, to tylko wzielam prysznic i poszlam spac, a na drugi dzien i tak bylam jeszcze mega zmeczona. Ahoj przygodo, wariacje z J. byly warte calego chodzenia (+ zaopatrzylam sie w nowe spodnie^^)


Jessi na byku! Jaka szczesliwa :D

Tak mniej wiecej wygladala impreza. Biale namioty, biale kanapy, biale ubrania i biale my :P



Spacerkiem po NYC i mozesz znalezc wszystko :) Sklep z ozdobami swiatecznymi otwarty caaaly rok <3

Tego pana znamy z "noc w muzeum"...

...tak samo jak tego :)

Nie wiem co robie zle, ale mloda nie chce nic robic. Przez caly tydzien jedyne nasze zajecia to wizyta dwa razy w bibliotece, raz w CVS, dwa razy na lunch z hostka spotkalysmy sie w Greenwich i ogladalysmy razem cztery filmy. Na wszystkie moje propozycje dostaje tylko pomruk oznaczajacy "mi tu dobrze, nie chce sie ruszac", a jak pytam czy nie jest zmeczona siedzeniem calymi dniami przed kompem albo TV odpowiada "nieeee". Coz, ale ja jestem!!! Jeszcze hosci mnie dobijaja codziennym pytaniem jak wracaja z pracy "to co robilas dzisiaj fascynujacego, Julia?" a ja wtedy mam ochote zniknac, bo nie robilysmy NIC, przez co czuje sie BAD AU PAIR. Chociaz po rozmowie z jednym male au pair, ktory ma identyczna sytuacje, czuje sie lepiej i po prostu mam wyjeb**e ;)

W piatek ruszlam w kolejna wyprawe, tym razem cel -> BOSTON. Moja A. przeniosla sie w okolice kilka tyg temu, wiec razem z M. pojechalysmy ja odwiedzic. Dwie niemki plus ja. Ja to mam chyba jakies szczescie na niemieckie au pair... Ostatnio w Starbucksie zostalam sama z trzynastoma! Na szczescie byly mile i rozmawialy po angielsku, no przynajmniej czesc z nich :)
Boston. Co tu duzo mowic? Miasto mi sie bardzo spodobalo, zaliczylysmy wszystkie atrakcje turystyczne w dwa dni, przeszlysmy chyba z 50km + 294stopnie na szczyt Bunker Hill Monument. Moje nogi umieraly, zwlaszcza kiedy bylysmy "juz blisko" Cheesecake Factory do ktorej postanowilysmy isc na kolacje, a do ktorej szlysmy godzine... Duzo smiechu, zabytkow, truskawek, Starbucksa ("i need wifi!") i Double Chocolate Chip Frappucino :) Kolejne miasto zwiedzone, kolejny weekend milo spedzony. Chociaz i tak poki co moim miastem numer jeden jest NYC :)))

W te wakacje czekaja mnie jeszcze dwa przystanki, a potem od wrzesnia biore sie za ostre oszczedzanie kasy i jedne wielkie zakuuupyyyy :D
No i nie mam zdjec, bo mi sie zgrywac sie chcialo...

Let's go!
Buziaki!
N.

piątek, 1 sierpnia 2014

Sweet 21, party in NYC, 100days in the US and visiting Yale

Nadrabiam ostatnie zaleglosci i mam nadzieje juz byc na biezaco.

Na poniedzialkowym spotkaniu moja LCC zapytala, czy chcialabym zostac Big Sister (kto wie, ten wie, kto nie wie, juz tlumacze: Big Sister zostala utworzona w moim clusterze przez moja LCC, co uwazam za genialny pomysl. Mianowicie LCC wybiera dziewczyny, ktore sa juz tutaj 3 miesiace i dluzej i daje im pod "opieke" nowe dziewczyny, wszystko oczywiscie jest w cudzyslowiu, glowny zamysl to po prostu pokazac dziewczynom okolice, pomoc im poznac nowe osoby no i byc "pierwsza" kolezanka na miejscu, a moze nawet zostac BFF - co jest akurat rzadkie bo wiekszosc z nich poznaje dziewczyny przez FB zanim przyjada tutaj. Ale generalnie cala sprawa jest bardzo fajna, super to tutaj pracuje, chociaz nie kazda BS jest mila i chce sie spotykac ze swoja Little Sister. Wszystko zalezy od ludzi). Oczywiscie sie zgodzilam, bo mowiac szczerze nie moglam doczekac sie kiedy bede mogla pokazac nowej au pair cala okolice ^^ Takze moja LS jest Cati, 20 lat, Niemcy. Za dzuzo jej pokazywac nie musialam, bo sie okazalo ze przez pierwsze dwa dni juz zdazyla poznac okolice i nawet kilka kolezanek. Chociaz ja jestem jedyna, ktora nie jest z Niemiec...

15.07.2014 skonczylam 21 lat i tym samym stalam sie oficjalnie "dorosla" na terenie Stanow Zjednoczonych. Moje host dziewczyny pytaly "i jak sie czujesz jako dorosla?", powiedzialam "normalnie, bez zmian, wszystko co moge robic tutaj teraz, moglam robic w Polsce przez ostatnie trzy lata", na co L. powiedziala "coz....broni raczej miec w Polsce nie moglas". Racja, po czym byl pomysl "KUPIC NADII BRON" z tym, ze jesli bym to zrobila to "mama i tata by cie zwolnili" takze skonczylo sie na planowaniu kogo EWENTUALNIE bym mogla postrzelic ;)
Caly dzien byl super normalny, oprocz tego ze dziewczyny mi zlozyly zyczenia. Wieczorem kiedy hosci wrocili do domu, host przywiozl torta, zaspiewali mi "Happy Birthday", zdmuchnelam swieczke (oczywiscie najpierw zyczenie!!!), a potem zjedlismy torta, pogadalismy, dostalam prezent (pieniadze i bilet na pociag do Nowego Jorku na 5 pozdrozy - mega sie ucieszylam, bo moj mi sie juz skonczyl :D), a potem kazdy sie rozszedl w swoja strone, a ja pojechalam na kolacje z D. do Lucky's.

Birthday Card

Birthday Cake
W piatek z dziewczynami, ktore nie maja 21lat albo fake id spotkalam sie w moim ulubionym Friendly's na kolacje i lody. Na impreze z reszta dziewczyn umowilysmy sie na sobote, zagadalam do Izy, ktora jest promotorka, zalatwila przejazdzke limuzyna a pozniej impreza na dachu Hotelu Empire. Nie zaglebiam sie w szczegoly, mialo byc nas 12, na koncy bylysmy w 4 haha ale mimo wszystko impreza byla mega udana, nogi obolale, noc przetrwana :)






Cokolwiek bys potrzebowala - wszystko mozesz kupic w damskiej toalecie ;)
W klubie tez spiewali mi "happy birthday" i w limuzynie tez. Dwa razy: po polsku i po francusku haha
We wtorek 22 lipca mialam moje 100dni w USA. Nie, nie robilam nic specjalnego z tej okazji :P
W ciągu tygodnia bylam na kolacji z hostami w yacht clubie, probowalam jechac z Cati i jej kolezanka na koncert na plazy w srode, ale sie spoznilysmy i malo tego zaczela sie burza jak dojechalysmy na miejsce, wiec musialysmy wrocic do domu. W piatek B. zdeklarowala sie, ze bedzie prowadzic, a ja mam sie upic haha. Najpierw bylysmy na domowce u chlopaka jednej au pair, bylo nas okolo 12 osob, wypilismy drinki, troche wodki, zagralismy w beer ponga, bylo spoko, ale B. umowila sie z kolezanka (poprzednia opiekunka jej hostow, amerykanka) wiec pojechalysmy sie z nia spotkac u jej kolegi w domu. Tam gralismy w jakas inna "gre", nie pamietam nazwy, ale byly dwie druzyny i bylo trzeba jak najszyciej wypic zawartosc kubeczka, a potem podrzucic kubeczek na stol tak, zeby stal do gory nogami, nastepna osoba z druzyny moze wypic swojego drinka dopiero jesli kubeczek poprzedniej osoby stoi. Nie powiem, na poczatku kiepsko mi szlo, ale ostatecznie moja druzyna wygrala ^^ ("go polish girl!" jako okrzyk motywacyjny). Pozniej pojechalismy do baru latynowskiego, pelno ludzi, muzyka spoko, darmowe orzeszki i piwo "Corona". Dla mnie bomba ;) Na zakonczenie imprezy razem z B. i E. pojechalysmy na sniadanie. Nie mam zadnych zdjec, pojecia nie mam jak to sie stalo!

W sobote spontanicznie postanowilysmy z B. pojechac odwiedzic Uniwersytet YALE. Spotkalysmy tam przypadkowo nasze kolezanki z clustera, ale one juz konczyly swoja wycieczke. Wydaje mi sie, ze to co najwazniejsze, to widzialysmy. Teraz jeszcze tylko musze tam wrocic na mecz Football'a ;) Wieczorem pojechalysmy do wloskiej restauracji na kolacje, a potem wrocilam do domu, bo mialam pracowac (hosci niby mieli jechac gdzies na noc, o czym mi powiedzieli tego samego dnia rano), ale jednak okazalo sie, ze nie pojechali - dzieki za jakiekolwiek info ;) Tym samym ominelo mnie przestawienie wystawiane w High School... Ale trudno, moze nastepnym razem.

Starbucks i w droge!

Chyba najbardziej charakterystyczny budynek Yale

Domy bractw

Campus


Tutaj sie poczulam jak w Hogwarcie <3

Hogaaaaarttt <3

Campus

Biblioteka *.*
I moje zakupy, teraz juz na mecz jestem gotowa :)

Niedziele spedzilam razem z B. w Norwalk, najpierw ogladalysmy u niej filmy, a potem pojechalysmy do Downtown na piwko.


A to jeszcze Tajskie jedzonko z Dominiką w plenerze jakoś w ostatnich tygodniach:

Nad morzem

Nad stawem

I zawsze przy zachodzie slonca
Domi, zglodnialam... Kiedy znowu tajskie?!


Buziaki!
N.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Zalegly weekend 11-13.07 czyli Charlotte, JT i spokojna Karolina

Hej!
Nie wiem czemu nie pisalam tak dlugo, najprawdopodobniej z lenistwa, bo rozleniwilam sie przez te wakacje niesamowicie. Moglabym zwalic wine na moje nudne dziewczyny, ktore nie chca nic robic po szkole poza ogladaniem TV, ale wezme wszystko na swoja klate ;)
Zaczne moze od tego, ze u mnie wszystko w porzadku. Z hostami... Nie jest bajecznie i kolorowo, mamy kryzysy i kryzysiki, ale mamy tez dobre dni, wspolne kolacje i rozmowy. Takze nie narzekam (no dobra, czasami narzekam hah). Czas wolny staram sie czyms wypelnic, zeby nie marnowac dni na siedzenie w domu, zwlaszcza, ze cala moja "praca" to siedzenie w domu ;)
Jakis miesiac przed moimi urodzinami, czyli w czerwcu, zadzwonila do mnie siostra mojej przyjaciolki z PL, ktora mieszka tutaj w Stanach od 10lat, ze bedzie u niej w miescie koncert Justina Timberlake'a i powinnam skorzystac z okazji, przyjechac ja odwiedzic i pojsc z nia na koncert. Bylam MEGA podekscytowana, bo koncert JT to byl moj numer 1 na mojej "bucket list" (mozecie sobie wyobrazic moja mine jak siedzac jeszcze w Polsce dowiedzialam sie, ze JT przyjezdza w sierpniu do PL -.-). No wiec obgadalysmy szczegoly i bez zastanowienia kupilam bilet lotniczy do Charlotte,NC na weekend 11-13.07. Jako, ze mialam urodziny 15.07 stwierdzilam, ze ten wypad bedzie moim prezentem urodzinowym, dlatego tez ekcytacja byla podwojna.
Powiem szczerze, ze bylam troche zestresowana cala podroza. Ja, sama, w wielkiej Ameryce, na lotnisku w NYC (do ktorego tez dojechalam sama: pociag-autobus), a potem lot i drugie lotnisko w NC. Wszystko poszlo sprawnie i w piatek wieczorem J. odebrala mnie z lotniska i zaczelysmy nasza mala "przygode". Nie bede mowila ze szczegolami jak to bylo z naszymi biletami na koncert, ale obie stwierdzilysmy duzo wczesniej, ze poczekamy i kupimy bilety w dniu koncertu. Udalo sie, mimo, ze miejsca nie byly najlepsze zaplacilysmy 140$ za oba, kiedy orginalnie jeden tyle kosztowal :D Takze deal udany, dziewczyny zadowolone, wiec wio na koncert! Wspomne tylko, ze znajomi J. prowadza polska restauracje, wiec przed koncertem zjadlysmy tam pyszny polski obiad.
Sam koncert... CUDOWNY. Ciezko opisac to slowami, jesli ktos jest takim fanem jak ja i byl na koncercie swojego idola, to mnie zrozumie :) Caly koncert stalysmy, tanczylysmy, spiewalysmy, ja oczywiscie dwa razy sie tez poplakalam (Justin grajacy na piano piosenke "unil the end of time" i fanowskie swiatelka na calej arenie - i jak tu sie nie poplakac). Moze ktos powie, ze jestem stuknieta, ale chetnie pojde jeszcze raz na jego koncert :) Mam jeszcze kilka innych koncertow na liscie, ale mimo wszystko na JT moge isc jeszcze raz i jeszcze raz <3
Po koncercie razem z J. i jej kolezanka N. postanowilysmy isc do jakiegos klubu. Troche mialysmy obawy, czy mnie wpuszcza (w koncu 21 mialam konczyc za 2 dni), ale nie bylo problemow, a bramkarz nawet powiedzial polskie "dziekuje" kiedy pokazalam mu swoj paszport :P Impreza super, muzyka taka jaka lubie, i mimo ze murzynki wywijajace swoimi tylkami mialam przed oczami doslownie wszedzie (i powiem szczerze ze nie czulam sie za komfortowo tanczac skromne "tup-tup" przy nich haha) bylo naprawde fajnie. Oprocz tego, ze ok 2 wszyscy faceci, ktorzy do tej pory nie znalezli swojej "date" zaczeli nagle swoje poszukiwnia i to co sie dzialo na parkiecie to juz chyba tancem nazwac nie mozna :D Kto widzial Dirty Dancing - bylo identycznie jak w scenie kiedy Baby zanosila arbuzy i pierwszy raz widziala seks-taniec wszystkich pracujacych tam ludzi.
Po imprezie obowiazkowo pojechalismy do diner na sniadanie, byla godzina 4 rano, a restauracja pelna. Amerykanska tradycja - po imprezie wszyscy ida na wspolne sniadanie.
Niedziele spedzilismy na spaniu do 1, wspolnym polskim sniadaniu, a potem wszyscy (znajomi z ktorymi J. mieszka tez gosci) pojechalismy do downtown i ogladalismy final World Cup. Na koniec obiadek i J. odwiozla mnie na lotnisko, planowany lot godzina 8:15. Rzeczywisty wylot: 10:20.
Nigdy jeszcze nie mialam takiej przygody w samolocie, a latalam samolotami naprawde duzo. Najpierw opoznienie mialo byc godzine, ale wpuscili nas do samolotu po pol godzinie i mielismy startowac, tuz przed startem samolot sie zatrzymal i kapitan oznajmil ze sa jakies problemy (nie za bardzo rozumialam, ale chodzilo o pogode w NYC i o to, ze jest za duzo samolotow czekajacych do ladowania w Charlotte) i musimy czekac 2 godziny. Wszyscy oburzeni, bo utknelismy w smaolocie, bez jedzenia (mogli serwowac tylko napoje na pokladzie), wszystkie dzieci byly juz niecierpliwe a co dalej... Za mna siedziala pewna murzynka z dwuletnim chlopcem, a jak to murzynka to zaczela lamentowac, wiec nasluchalismy sie wszyscy i to sporo haha, a jej maly z nudow dostawal wariacji i rzucal we mnie swoimi skarpetkami (slodziak <3). Mimo wszystko wystartowalismy wczesniej, ale ja i tak bylam zestresowana, bo nie wiedzialam czy zdaze na ostatni pociag do CT. Rozmawialam z moim "sasiadem", ktory mi porzyczyl ladowarke, pocieszal mnie, ze zdaze spokojnie na pociag a potem zainteresowal sie programem au pair i na koniec powiedzial, ze musi dowiedziec sie szczegolow bo wyglada to interesujaco I BARDZO TANIO, wiec moze moglby tez zaprosic jakas au pair do siebie. W NYC bylam o 12 w nocy, zastanawialam sie czy wziac autobus czy taxi na GC (koszty, koszty...), ale ostatecznie stwierdzilam, ze nie chce sie blakac po Queens sama w nocy autobusem, wiec wsiadlam do taksowki i pedzilam na pociag. W domu bylam po 2 w nocy, padnieta na maxa jedyne na co mialam sily to pasc na wyro i zasnac ;)
Weekend bardzo udany i az dziwnie bylo wracac do rzeczywistosci.
Wrzucam troszke zdjec i koncze, reszta nastepnym razem!

Startowanie przy zachodzie slonca

Mgla okropna, wiec ledwo co widac, ale jak sie przypatrzycie to widac Central Park ^^

Downtown Charlotte przy pelni ksiezyca, ladowanie
Polskie zarlo! Znowu bigos, cos mi spokoju ten bigos nie daje :P

W drodze na koncert

Ta czesc Charlotte to cale ich centrum i jedyne z "wierzowcow" jakie maja, miasto jest o wiele spokojniejsze nic NYC;)
Przed koncertem, placisz 5$ i masz fotke z Justinem :D

Podekscytowana ja z biletami <3

Czekaaaamy, czekaaaamy (30 min opoznienia)

O jest! Widac go!

Tu plakalam <3


Laseczki po koncercie

Sniadanko? (moje sa wafle w tle, pychoootka!)
Wierne kibole! "-Nadia, to komu kibicujemy?
-Ja kibicuje niemcom, bo maja dwoch polakow w druzynie!" <3

Pozegnalny obiad. 

Przy ladowaniu mialam najwspalnialszy widok na Manhattan jaki mozna sobie wyobrazic, ale mialam rozladowany tel, wiec jedyne zdjecie jakie zrobilam to mega pusty GC, jakiego jeszcze nie widzialam.
Mam nadzieje, ze u was wszystko w porzadku, a dla tych, ktorzy ciagle czekaja na swoja PM, sezon letni przynosi duzo ciewakych rodzin :) Nadal czekam na jakas duszyczke z PL, ktora trafi do mojego clustera! (tak, jestem jedyna polka w moim clusterze :P)

Buziaki!
N.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Happy Birthday to me!

W Polsce mam urodziny już od 5,5 godziny, w USA urodziny będę mieć za 30 minut. Wow. W jednym kraju mam 21 lat, a w drugim ciągle jeszcze 20! Oczywiście wszyscy wiemy, że to tak nie działa ;)

Przyszła pora i na mnie, w końcu dobiłam pełnoletności w USA! Żegnaj świecie Au Pair, witaj Niekończąca Się Imprezo!!!! - haha taki żarcik ;) Nie popadajmy w skrajności w skrajność. No ale, co jak co drugi raz w życiu osiągam pełnoletność, znowu będę mogła poczuć się  dumna pokazując swój dowód w sklepie i myśląc "już mogę legalnie kupić to piwo, nie patrz tak na mnie!"

Życzę sobie, żeby ten rok był naprawdę MÓJ, żeby moja bucket list robiła się coraz dłuższa od nowych rzeczy i żeby robiła się coraz bardziej pokreślona od rzeczy już "done". Życzę sobie również powodzenia w planowaniu przyszłości i żeby cokolwiek wymyślę zadowoliło mnie i skończyło sukcesem. Życzę sobie też zdrówka, szczęścia, pomyślności i spełnienia każdego marzenia. A raczej samozaparcia w dążeniu do ich spełnienia. No i więcej motywacji i chęci do rozbudowywania mojego związku z siłownią, która ostatnio mnie unika...

Dzięki, Google+ :)
W tym tygodniu postaram się nadrobić zaległości, a jest co opowiadać ;)
Buziaki!
N.

poniedziałek, 7 lipca 2014

4th of July and how americans love America

4.07.
Każdy Amerykanin świruje na punkcie tego dnia. Domy ozdabiane są flagami i balonikami już na tydzień przed tym "wielkim dniem". Dzień niepodległości i tak dalej. Szczerze? Ja to odczułam jako dzień pokazywania sobie nawzajem jacy to oni nie są dumni z bycia amerykanami. Ale hola, nie zrozumcie mnie źle, bo bycie patriotą jest bardzo dobrą sprawą, no, chyba, że ktoś to robi tylko na pokaz ;) Nie wiem, może nie mylę, ale naprawdę odczułam całą tą sprawę jako konkurs na "kto będzie miał większą flagę, kto ubierze jak najwięcej ciuchów z flagą, kto zrobi głośniejszą imprezę, kto będzie miał fajniejsze fajerwerki". Mimo wszystko oczko się cieszyło, kiedy widziałam dosłownie wszystko w kolory niebieskie-biale-czerwone czy gwiazdki.

W piątek pojechałam z Berenice do Stamford na lunch i mecz Niemcy-Francja, żeby dopingować francuską drużynę, która niestety przegrała. B. była chyba jedyną Francuzką w naszej restauracji haha. Jako, że nie miałyśmy planów na wieczór, starałyśmy się coś wymyślić, ale szło nam to opornie. Do czasu kiedy inna au pair napisała, że jej kumpel (który okazał się później jej chłopakiem :P) organizuje małą imprezę i jeśli chcemy możemy dołączyć. Tak więc każda z nas pojechała do domu i umówiłyśmy się, że przyjadę po B. ok 8. Kiedy zajechałyśmy na miejsce, okazało się, że koleś mieszka tuż nad wodą, nie był to ocean, raczej jakaś mała zatoka, ale widoki i tak cudowne! Nie było nas dużo, kilka dziewczyn, kilka chłopaków, ale atmosfera bardzo miła. Była muzyka, były hamburgery, było piwo, beer-pong, a nawet wódka. Jak się chłopacy dowiedzieli, że jestem z Polski to powiedzieli "o, to umiesz pić wódkę, musisz z nami wypić!" Niestety nie dziś - kierowałam ;) Tak czy siak, bawiłam się dobrze i razem z L. śmiałyśmy się z reszty kiedy już mieli wystarczająco dużo wypite, żeby zachowywać się śmiesznie. Niestety ok 12 się wszyscy pokończyli, więc razem z B. pomogłyśmy L. posprzątać i wróciłyśmy do domu - śpiewając po drodze wszystkie piosenki jakie leciały w radiu :D

Niestety wszystkie zdjęcia ma L. i mi jeszcze nie wysłała


Sobotę spędziłam z host rodziną. Po lunchu pojechaliśmy do klubu jachtowego, gdzie wieczorem mieliśmy dinner. Spędziliśmy czas na łódce, a potem na BBQ. Wieczorem pojechaliśmy do miejscowego High School, żeby zobaczyć pokaz fajerwerków.


Widok na Stamford

Dobra, jak powiększycie sobie zdjęcie i BARDZO MOCNO się przyjrzycie, to w oddali zobaczycie Manhattan ^^ Zdjęcie niestety jeszcze bardziej go oddaliło, ale jest tam! Widziałam :P

Początek BBQ, wszystko w amerykańskie barwy

Nachosy z salsą i guacamole i paluszki z mozarelli, mniam!

Ten pan grał "do kotleta" (którego nie było :(), śpiewał różne znane i mniej znane piosenki, ale przez jego głos i gitarę, każda piosenka miała charaker country xD

Kurczak BBQ, cheeseburger, sałatka ziemniaczana, jakaś inna z ciecierzycą i lemoniada 

I na deser - brownie i ciasteczka

Tłumy przed pokazem

Trochę rozrywki dla zabicia czasu



Na niedziele miałyśmy z B. zaplanowany plażing i smażing all day long. Pojechałyśmy na plażę do Norwalk, na której jeszcze nie byłam. Całkiem fajna, jedna z większych jakie tu odwiedziłam, no i klimat trochę jak w Polsce :) Lunch zjadłyśmy w moim ulubionym sushi barze, a wieczorem po plażingu pojechałyśmy na Iced Latte i podziwiać widoki z innej plaży w Norwalk.

"Gotowana kukurydza!!!" chciało by się usłyszeć :P



Na całym wybrzeżu fancy domki, niektóre naprawdę piękne ale i też olbrzymie!



Teraz mi zostało pakowanie do NC, czekanie na powrót Domi i planowanie Chicago!
Buziaki!
N.