niedziela, 30 marca 2014

2 weeks left/gifts

Widzicie ten odliczacz dni po prawej, tak samo wyraźnie jak ja????
Rajusiu, jeszcze tylko 15 dni i lecę. Jakie to...nierzeczywiste. Tyle czasu, załatwiania, starania i czekania i tak po prostu to się dzieje JUŻ. Taką właśnie złapałam rozkminkę podczas załatwiania wszystkiego i niczego zarazem. Wszystko co miałam kupić, już kupiłam, a wszystkie uzbierane pieniądze na wyjazd rozpłynęły się w powietrzu... No dobra, nie do końca wszystkie, ale znaczna większość :)

Tak sobie myślę, że pewnie duża część z was będzie lub ma taki sam problem z wymyśleniem prezentów dla hostów jaki ja miałam. Odkąd zmatchowałam się z moją HF, codziennie myślałam, co bym mogła kupić. Wiadomo, to ma być drobiazg, nic zbytnio cennego, ale też coś fajnego plus koniecznie chciałam, żeby to nie był banał, który się do niczego nie przyda. Stworzyłam nawet listę, na którą wpisywałam wszelkie pomysły. Znalazły się na nich klasyczne pomysły, jak książka z przepisami, butelka jakiegoś dobrego alkoholu (nie wódka, to takie...zwykłe, myślałam o domowej wiśniówce albo cytrynówce), maskotki i inne pierdołki. Generalnie myślałam i myślałam, aż w końcu mnie olśniło, że przecież w "moim" miasteczku jest mleczarnia i robią tam takie słodzone mleczka, które generalnie są do deserów, ale dzieciaki jedzą to prosto z tubki. Więc myślę, dla dziewczyn już mam! A potem mi się przypomniało, że Kawon robi pyszne naturalne herbaty (też są z "mojego" miasteczka). A potem pojechałam odwiedzić Stary Rynek w Poznaniu i złapałam tam kilka fajnych duperelków :)
Podsumowując:
*dla dziewczyn kupiłam bryloki pluszowe z koziołkiem Poznańskim, zakładki do książek, gumowe bransoletki "Polska", właśnie te mleczka słodzone plus Prince Polo i czekolady z Wedla:



*dla hostów dwie herbaty owocowe, solniczkę i pieprzniczkę w naszych barwach plus ptasie mleczko:





*dla obecnej Au Pair też nie mogło zabraknąć paczuszki, jej kupiłam słodycze:


*i oczywiście kochane zwierzaki! ^^ im kupiłam smakołyki (dla rybki jakąś "roślinkę" mam nadzieje, że nie mają jej w dużym akwarium :P ):


Jak na to teraz patrzę, to wydaje mi się tego strasznie dużo! Z alkoholu zrezygnowałam, sama nie wiem  w sumie dlaczego.
Muszę teraz tylko to jakoś mądrze zapakować, żeby mi w tej walizce się nie pogniotło/połamało...

Jak się czuję? Cholernie żałuję, że lepiej nie wykorzystałam tego czasu na spotkania z bliskimi. Chociaż nie zawsze miałam na to wpływ... Mam jeszcze trochę czasu, więc zamierzam się poprawić :)

P.S. Walizki stoją w pokoju i czekają, aż je spakuję - co troszeczkę mnie przeraża! ;)

Buziaki!
N.

wtorek, 18 marca 2014

Driving in the US/edit

Odebrałam wizę ;) I nadal nie czuję, że jadę! Pamiętam jak przed 4 laty zaczęłam marzyć o Au Pair w USA, jak wyobrażałam sobie moją Host Family i to, co byśmy razem robili. Teraz, kiedy moja HF jest na wakacjach, mam wizę w ręce, listę rzeczy do zrobienia i/lub kupienia - ja ciągle czuję się jak marząca dziewczyna. Zna to ktoś?


okropne zdjęcie hahaha


J. jest już u swoich hostów od ponad tygodnoa, zadowolona i zakochana w NYC (zobaczymy kiedy zakocha się w sowim NJ!) i mówi, że ciągle nie wierzy, że to się dzieje. Chyba jesteśmy na to skazani, że kiedy w końcu spełniają się nasze marzenia, nam ciężko w to uwierzyć. Ale kiedy rozmawiam z A. lub D. i zaczynamy snuć "opowieści i pomysły" jak to dobrze będzie, jeśli coś tam, to czuję się jak zakochana nastolatka. Motyle w brzuchu i te sprawy. Podekscytowanie na maksa, a jednak mimo to nadal jak myślę: jadę, za miesiąc będę już w USA, to mam wrażenie, że tylko to sobie wymyślam ;)
M. mi kiedyś powiedział, że do niego dotarło to wszystko dopiero po miesiącu bycia u swoich hostów. Raaany, tyle czasu przeżyć w otępieniu szczęściem, żeby dopiero po miesiącu zrozumieć, co się dzieje NAPRAWDĘ???

Nie pozostaje nic innego, jak CZEKAĆ i załatwiać pozostałe sprawy! W każdej wolnej chwili biorę się za ogarnianie tematu "driving in the US". Host chciał, żebym zaliczyła kurs z APiA. Ja też chciałam. Przypadek nie chciał, więc jednak nie jadę 13, tylko tak jak było od początku ustalone - 14 kwietnia (żeby wziąć udział w tym kursie trzeba przyjechać dzień wcześniej - przynajmniej w APiA). Ponoć jeśli będę chciała, to mogę ten jednoniowy kurs odbyć 19maja, ale sądzę, że po miesiącu jeżdżenia autem w CT nie będzie mi już ono potrzebne, ale nie mówię nie! Zobaczymy.
Tak czy siak, szukam wszędzie gdzie mogę czegoś na ten temat. W empiku nie mają niestety żadnych książek na temat ruchu drogowego w Stanach, będę szukać w innych księgarniach i książkosklepach :) W internecie znalazłam póki co te dwie strony, które uważam za ciekawe:
kilk1 , klik2
Dobra, tą pierwszą stronę znalazła A. :)
Będę szukać dalej, jednak byłabym wdzięczna, jeśli ktokolwiek z was ma coś na ten temat. Szczególnie mnie interesuje obszar Connecticut, ale wiadomo - nie pogardzę innymi materiałami :)

EDIT:
Wyszperałam jeszcze gdzieś w profilu/internecie test online na prawo jazdy w Stanach :) Moim zdaniem przydatne! Będę sobie robić, aż nie będę miała 100% :D KLIK
I jeszcze taka "gra" ze znakami - całkiem spoko! KLIK
Poza tym na profilu w APiA też coś znalazłam. Pomyślałam, że nie wszyscy są w tej agencji, więc porobiłam screeny (mam nadzieje, że mnie nie wsadzą za to:P ), generalnie nic nowego dla kierowców, ale warto sobie co nieco przypomnieć :) (jak klikniecie w zdjęcie, to się powiększy - tak jakby ktoś nie wiedział :P)




BTW tak samo ciężko znaleźć jakikolwiek przewodnik po USA, który nie byłby tylko o NYC lub SF -.-
Kupiłam jeden, po NYC w empiku, wydaje mi się, że bedzie spoko, bo jest rzeczowy, z adresami i numerami tel :)



Obczaiłam też spoko (tak mi się wydaje) stronkę z koncertami klik. Ogólnie tak się podjarałam całą tą wizją, że zaczynam się modlić, żebym nie zbankrutowała w tych Stanach ;) Jak obliczyłyśmy z A., to wychodzi na to, że raz w miesiącu będziemy mogły sobie pozwolić na taką przyjemność. Oczywiście wiem, że to tak łatwo nie będzie, ale myślę, że jestem w stanie oszczędzać, żeby tylko pójść na koncert JT, JL czy Bastilla! :D Ogólnie jak zobaczyłam te pełne listy koncertów, wykonawców i imprez, to pomyślałam "raj", uwielbiam chodzić na koncerty i inne takie zbiorowe imprezy, a u nas w PL niestety jest to dosyć ograniczone. Także kolejny punkcik na liście "to do in the US" widzi potencjał do spełnienia ^^





Buziaki!
N.

poniedziałek, 10 marca 2014

About visa.

W końcu nadszedł ten dzień, kiedy to i ja musiałam zmierzyć się z wielkim przygotowaniem do wizyty w Ambasadzie. Wniosek DS online zaczęłam uzupełniać w niedzielę, zajęło mi trzy dni, żeby go skończyć i umówić się na spotkanie. W międzyczasie musiałam zrobić zdjęcie i chodziłam do pracy w najgorszych możliwych godzinach (10-18), ale jedno jest pewne, gdyby nie trzy wspaniałe duszyczki, to sama bym tego nie zrobiła! :) Dzięki laski za pomoc :) :*

Wniosek złożony, zalogowałam się na tej dziwnej stronie, zapłaciłam za wizę i umówiłam się na spotkanie - poniedziałek, 10.03 godzina 9:30. (wszystkie potrzebne linki wysyłała mi A., albo też brałam z bloga M.: klik )

Początkowo miałam jechać w niedziele wieczorem razem z tatą i nocować u naszych znajomych, ale ostatecznie tata powiedział, że wystarczy jak wyjedziemy przed 6. Stres oczywiście miałam już w niedziele wieczorem, mdłości, nie mogłam spać, chyba piętnaście razy sprawdzałam, czy mam wszystko w teczce, co powinnam mieć. A miałam tak:
*paszport
*dowód osobisty
*DS-2019 (to ten ze zdjęciem wizowym i kodem kreskowym - nie musi być drukowane przez laserową drukarkę - A. :P )
*SEVIS (to ten z kodem J1)
*potwierdzenie umówienia się na spotkanie wizowe
*potwierdzenie zapłacenia przez moją Host Family - sama nie wiem czego, ale czegoś za 35$ :D
*list z APiA potwierdzający, że mam umowę z moją HF
*essay mojej HF z ich profilu
*mój schedule
*wszystkie referencje
*potwierdzenie przelewu za wizę (wydrukowałam z mojego konta bankowego)

Szczerze? Stresowałam się, że nie zabrałam umowy z obecnej pracy ani świadectwa ukończenia szkoły. A tak na prawdę jedyne co mi było potrzebne to DS, SEVIS i paszport. 
Do Warszawy wjechaliśmy przed 9, ale moja GENIALNA nawigacja poprowadziła nas przez całe miasto, potem za miasto i chciała nas wysadzić w lesie na jakimś osiedlu oznajmiając "jesteś u celu". Cały stres, jaki w sobie miałam oraz śniadanie wirujące mi w brzuchu - wszystko ucichło. Mówię, no trudno, nie zdążę. Co ma być to będzie. Wpisałam od nowa miejsce i jedziemy, już bez stresu. Pod Ambasadą byłam o 9:30. Długo na dworze nie stałam na szczęście :)
Myślę, że każdy zna procedury. Weszłam, skanowanie, czekanie w kolejce, rejestracja, numerek, a potem czekanie prawie godzinę na swoją kolej ;) Przeczytałam dwa razy spis praw, które dostałam, obejrzałam trzy razy film, który był wyświetlany w poczekalni. W końcu wybiło "A109 > 10" 
Mój konsul wyglądał jak typowy Anglik, śmieję się, że można by go pomylić z księciem Williamem ;)
Podeszłam, uśmiech w stronę "księcia" HI-HI, skanowanie paluszków i jazda (od razu po angielsku - tym razem bez brytyjskiego akcentu!) :
-Poproszę dokumenty.
-<podaję tylko DS, SEVIS i mój paszport>
-Dlaczego chce Pani pojechać do USA?
-Jako au pair.
-Czy ma Pani doświadczenie w opiece nad dziećmi?
-Tak, mam.
-Proszę je opisać.
-<po krótce wymieniam moje doświadczenie>
-Może pani opisać swoją Host Family?
-Jasne, <tata, mama, dziewczynki, praca, wiek, dobry kontakt i wspólne zainteresowania - wszystko zgodnie z prawdą! ;)>
-Świetnie, czym się Pani zajmuje obecnie?
-Rok temu skończyłam szkołę i aktualnie pracuję. W marcu kończę pracę i lecę do USA.... Mam nadzieje <uśmiech>
-HAHA OK. To czym zajmują się Pani rodzice?
-<krótko, ale rzeczowo>
-OK. Your visa is approved. <a potem zaczął szybko gadać o moich prawach, które mam na karteczce i żebym sobie poczytała i miała to ze sobą, wtrąciłam, że już czytałam, uśmiech-uśmiech, miłej podróży, powodzenia>
-<stoję wmurowana> eee. To wszystko?
-Tak, proszę bardzo. Powodzenia! <uśmiech>
-<banan na ryju> dzięki dzięki! Miłego dnia! <bach, i już mnie nie ma>


Po całej rozmowie szłam rozradowana ulicami Warszawy, słońce pięknie świeciło, a ja w głowie miałam jedno słowo "RELIEF". Świat wydaje się 655792 razy piękniejszy jak człowiek się niczym nie stresuje :D 
Dołączyłam do taty, który jadł już "lunch" (ahh ale Hamerykańsko w tej Warszawce!), więc zamówiłam przepyszną sałatkę ze szpinaku: 



W pewnym momencie przy stoliku obok usiedli dwaj starsi panowie. Tata do mnie: poznajesz? A ja oczywiście brak pamięci do twarzy, gapie się i mówię, że nie. Tomaszewski, były bramkarz, kojarzycie? Ja też nie :P Ale w każdym razie tata podbił, zagadał i dostał pamiątkę dla mojego brata:

Bo to przecież coś ekstra mega zajefajne spotkać kogoś sławnego - nawet jeśli się go nie zna!


A potem przejażdżka po mieście, żeby to kolejny raz zobaczyć naszą stolicę, kawka u znajomych i jazda do domu, bo jutro do pracy! :)

Przez słońce za szybą ta palemka mi się z CALI skojarzyła! ^^

PRAWIE jak Empire State Building! Haha

Podsumowując: zadaniem każdej Au Pair jest przeżyć stres przed rozmową o wizę (ja miałam MEGA stres), ale po fakcie uświadamiamy sobie, że zupełnie niepotrzebnie i to tylko formalność (nie, Pati?:) )

Buziaki!
N.