wtorek, 27 maja 2014

NYC again & Philadelphia & Memorial Day

Witajcie robaczki!

Nie wiem czy jest sens zagłębiać się w opisywanie mojego tygodnia, bo za dużo się nie dzieje... Poniedziałek Starbucks z au pairkami, wtorek pranie, reszta tygodnia to leżenie na kanapie, na plaży, biblioteka, siłownia, czasem herbata w DD albo kolejny raz Starbucks. Swoją drogą obawiam się trochę co ja zrobię jak wrócę do PL... U mnie w mieścinie nie ma Starbucksa, a zaczynam się tu uzależniać! :P

W poniedziałek moja A. powiedziała mi, że chce iść w rematch. Ma naprawdę kiepską rodzinę, hostka to totalna su*a a dzieci jeszcze gorsze. Nieważne. Trzymam za nią kciuki, żeby znalazła nową, lepszą i blisko ode mnie mieszkającą rodzinę :) Jednak ona jest na Educare (którego nikomu nie poleca!) więc może mieć problem ze znalezieniem nowej rodzinki... Chciała jeszcze jechać do Filafelfii i Waszyngtonu przed tym wszystkim, a że znalazła tanie bilety (18$ w obie strony) jakoś pod koniec tygodnia postanowiłyśmy spontanicznie pojechać w niedzielę do Filadelfii. A D. się do nas przyłączyła :)

W piątek wieczorem wybrałyśmy się na operską kolację w restauracji. Siedem szwedek, trzy niemki i ja. Było zabawnie :)

W sobotę pojechałam do NYC razem z Domi. Najpierw ona miała głosowanie, a potem planowałyśmy trochę pozwiedzać. W międzyczasie Justyna do nas dołączyła, więc spotkałyśmy się w Battery Park z zamiarem kupienia biletu i popłynięcia na Liberty Island. Ludzi od groma, kolejki wielkie, pogoda nieciekawa, więc postanowiłyśmy przełożyć ten pomysł na lepiej zorganizowany dzień.


Statek płynący na statuę, koleś udający statuę i nadciągające chmury (godzina ok 12)

Poszłyśmy więc spacerkiem na Wall Sreet. Przy byku mnóstwo ludzi, każdy chce z nim zdjęcie, każdy się wpycha przepycha i w ogóle wariacja. My też się z Domi przepchnęłyśmy :P

Nie, to nie my. Ale koleś chciał mieć mega fajne zdjęcie, więc mu zrobiłam ^^


Ponoć najbardziej znany budynek, coś o nim czytałam, ale już nie pamiętam :P

Przeszłyśmy dalej na World Trade Center Memorial. Przefantastyczne miejsce, bardzo mi się podobało. Można poczuć tą aurę całego zdarzenia i uważam, że naprawdę fajnie ktoś wymyślił jak upamiętnić to miejsce.

Nie za bardzo wiem co to jest za budynek, ale zrobił na mnie przeogromne wrażenie, super się komponuje z niebem <3

A oto i on. Jeden z nich w sumie. Woda spływa non stop, na tablicach dookoła są wyryte nazwiska ofiar, przy niektórych nawet są kwiaty.
Było już po 15 i nadal nie padało (mimo, że w prognozie zapowiadali deszcze od 14), więc udałyśmy się do Central Parku. Po drodze w metrze dziewczyny umówiły się na kolejny wypad, do którego jestem przyciśnięta - six flags (ale jestem podekscytowana! haha).

Przed Central Parkiem kupiłyśmy sobie lody i spacerując obgadywałyśmy wszystkich/wszystko no i ogóle, wiecie jak dziewczyny ^^ Przeszłyśmy przez miejsce, które rozpoznałam jako "Domi patrz, to czasem nie tutaj dziewczyny z Seksu w wielkim mieście uprawiały jogging???" - TADAM Nadia rozpoznała jakieś miejsce, proszę kupić mi medal xD

Chmury ciągle wiszą, deszczu póki co nie ma.

Park w parku, coś wspaniałego :D

Dodaj napis

Kto poznaje, kto poznaje?? Po prawej stronie jest wieeeelki staw <3 haha

Spacerowałyśmy dalej, bolące nogi, wystawione biodro i zmęczony krzyż (tak, to o tobie D. :P) nie przeszkadzały nam w zabawie. Aż nagle Nadia rozpoznała drugie miejsce!! Cud nad cudami, proszę państwa haha. Mianowicie "ej czy to nie są schody, gdzie Blair zawsze siedziała z dziewczynami z Gossipgirl???"

MET. Tyle, że w serialu sa zawsze jakoś dziwne puste :P

Potem zaczęło lać, a my uciekłyśmy do Apple Store, po drodze mijając Plaza Hotel:


To ten z Kevina jakby ktoś nie wiedział :D W Apple Store się pożegnałyśmy z Justyną, bo z Domi na drugi dzień miałyśmy bardzo wcześnie wyjechać do Filadelfii.

Niedziela. Pobudka o 4:50, pociąg o 5:43, biegiem na Subway i witamy w China Town a zarazem 8:00 żegnamy NYC i godzina ok 10 witamy Filadelfię!

Patrzę, że ta notka już jest taka długa! Ale to przez zdjęcia (nie wiem jak wy ale ja lubię oglądać zdjęcia w notkach innych dziewczyn. DUŻO zdjęć :D)
Filadelfia mi się z niczym nie kojarzy, ale A. i D. zachwycały się filmem "Skarb Narodów" więc one były podjarane tym, że zobaczą te wszystkie miejsca. Ja podążałam za nimi :P Byłyśmy przed Independence Hall (na wycieczkę po wnętrzu musiałyśmy wrócić za dwie godziny), w muzeum oglądnąć Dzwon Wolności, potem weszłyśmy do sklepu z pamiątkami gdzie kupiłyśmy bilety na krótki spektakl o Filadelfii. Spotkałyśmy po drodze M., chwilę pogadałyśmy i się rozeszłyśmy. Poszłyśmy na Stare Miasto, a potem przed siebie zahaczając o Starbucks, przechodząc obok "POLISH AMERICAN CULTURAL CENTER" co było zamknięte, ale dopatrzyłam się przez szyby wielu ciekawostek o Polsce i złotą rzeźbę Jana Pawła II. Miło :) Minęłyśmy First American Bank i wylądowałyśmy znowu na placu Independence Hall. Dostał nam się przewodnik, który jak HUKNĄŁ swoim głosem, to myślałam, że mi uszy pękną. Osobiście podziwiałam wnętrze, ale nie za dużo rozumiałam co koleś krzyczy, więc po prostu stałam z Domi z tyłu i bawiłyśmy się z dwójką rocznych obcych nam bliźniaków - tak, jesteśmy au pair i kochamy dzieciaczki!! :P Później poszłyśmy do Reading Terminal Market, zjadłyśmy po amerykańskim ciasteczku, oglądałyśmy różne dobre jedzonka i ruszyłyśmy dalej w poszukiwaniu znaku LOVE. Gdy w końcu dotarłyśmy, trochę się zdziwiłam, że to takie małe. Myślałam, że to jest WIELKIE! Ale zdjęcia zrobione, więc był czas na odpoczynek w fontannie. Woda była lodowata, ale po całym dniu chodzenia po mieście potrzebowałyśmy troszkę odsapnąć :) Przy okazji robienia sobie sexy sesji zdjęciowej przyczepił się jakiś dziwny koleś do nas, ale dałyśmy sobie z nim radę i ruszyłyśmy dalej. Odwiedziłyśmy City Hall, przeszłyśmy się przez dzielnicę przyjazną homoseksualności (nie pamiętam jej nazwy), doszłyśmy znowu do parku przy Independence Hall, odpoczęłyśmy trochę na słonku i trawie, a potem już na abutobusu i do domu. Spać poszłam ok 1 w nocy.

Jak wysiadłyśmy na GC (przed 7 rano) spotkałyśmy ekipę kręcącą Ink Master - nie znam tego, wiem tylko, że to o robieniu tatuaży. Domi rozpoznała męża Carmen Elektry. Sprawdziłam w Google, to był on! xD

Independence Hall 

Declaration House od tyłu

Kolejka do Dzwonu Wolności


Dzwon Wolności

Ja i Annki w sklepie z pamiątkami <3

Stare Miasto

i znowu

Głupie selfie na tle Starego Miasta (selfie to był nieodłączny element naszej wycieczki :D)

First Bank of America (albo Second, w sumie wyglądały tak samo xd)

POLSKAAAA - ciągle sie jaram jak widzę coś polskiego, gdziekolwiek :P

Podczas naszego całodniowego spaceru spotkałyśmy trzy pary młode, jednym zrobiłam fotkę bo spotkaliśmy ich dwa razy :D

Głośny Przewodnik

Schody w Independence Hall, niebieskie, śliczne!

Jakaś sala w środku do obrad czy coś (nie jestem dobra w zapamiętywaniu takich rzeczy)

Słodycze w Market, jakbym miała coś kupować, to bym zwariowała z nadmiaru wyboru, dlatego szybko przeszłyśmy dalej :D

Reading Market Terminal

Szeeeryy <3


Przejście dla pieszych, piękne, równe, proste, widoczne pasy <3

City Hall

Taka słoneczna Filadelfia


Love Park

I na koniec - toalety darmowe, ale w jakim stanie to już nie trzeba mówić ;) I TO DAMSKA, nie odważyłabym się wejść do męskiej xd
Weekend był ciekawy, bardzo :) W poniedziałek był Memorial Day - dzień w którym oddaje się hołd żołnierzom. Musiałam odespać całą podróż więc nie zdążyłyśmy z A. na paradę ale zjadłam lunch z host family (hamburgery i potatoe salad - podobna do naszej jarzynowej), spędziłam kilka godzin na plaży z niemkami, gdzie trochę się spiekłam, potem pojechałyśmy na froyo (gdzie dołączyła do nas D.), a na zakończenie dnia, jako, że to był poniedziałek - obowiązkowa wizyta w Starbucksie z au pairkami (czy wspomniałam, że się uzależniam???)

Pogoda jest piękna, ale ponoć ma się zepsuć, więc jeszcze się nie cieszę latem!

Oddajcie mi trochę polskiego słonka!
N. 

poniedziałek, 19 maja 2014

Au Pair Disco Cruise

Nie chciałam pisać notki dzisiaj, ale mam tyle zdjęć, że jednak stwierdziłam to upublicznić :P

Moje obie host dziewczyny mają zakładany aparat ortodontyczny (tfu tfu czy jakoś tak), jedna miała w piątek, druga ma dzisiaj. Nie pytajcie mnie proszę o cenę tego "cudeńka" ani inne rzeczy, bo jedyne co wiem, to, że jest to irytujące i trochę boli, no i L. nie mogła poradzić sobie w piątek z jedzeniem makaronu... A J. jak się dowiedziała, że nie będzie mogła jeść jej ulubionego Quesadillas i pizzy to... No cóż, załamała się.

W piątek też przyjechała w odwiedziny A., ich pierwsza niania, która zajmowała się dziewczynami przez 8 lat, kiedy jeszcze mieszkali w Waszyngtonie. Strasznie miła, śmieszna i energiczna kobieta (młoda bardzo), ale mimo wszystko nie czułam się swojo spędzając z nimi kolację (oczywiście ubłagana przez J. "ostatnia" pizza haha), więc najszybciej jak mogłam, zmyłam się do swojego pokoju i dałam im trochę od siebie odpocząć ;) Nie zamierzam wam tu się żalić na moje stosunki z Host Rodziną, bo nie są złe, jednak (jeszcze) nie są takie, jakbym chciała. Pracujemy nad tym cały czas, a ja staram się zwalczać swoją blokadę mówienia do nich...

W sobotę spędziłam czas w domu i poszłam trochę połazić po mieście i zobaczyć co mają w sklepach, a nie w Mall. Kupiłam mapę stanów, którą chcę powiesić na ścianie i zaznaczać miejsca w których byłam <3 Dwa stany już mam (no w sumie trzy, ale Nowego Jorku nie liczę, stwierdziłam, że doliczę to jeśli odwiedzę jakieś inne miejsce niż NYC - dziwne wiem haha). Wieczorem miałyśmy się wybrać na Au Pair Disco Cruise organizowane przez CC dla au pairek i ich przyjaciół. W zamyśle miała być świetna impreza z dodatkowymi widokami na Manhattan. Domi stwierdziła, że ona chce jechać samochodem tam, więc zabrałam się z nią. Wycieczka do NYC autem - checked. Nie powiem, bo było to trochę stresujące, zwłaszcza kiedy stałyśmy w korku a Marta pisała nam smsy, że zaraz statek odpływa haha. Ale przejechałyśmy Manhattan, SAME, AUTEM! Nie każda au pair odważyłaby się na coś takiego (Domi Król  :D) W końcu udało nam się dojechać, dostać nasze bilety i w końcu wejść na statek!


Było mega dużo ludzi, au pairek, ich koleżanek, kolegów a nawet chłopaków. Każdy kto był "over 21" po okazaniu ID dostawał specjalną opaskę, dzięki której mógł kupić w barze alkohol (bardzo drogi alkohol, jednak nie przeszkadzało to niektórym spić się jak... no wiecie).

Pojęcia nie mam skąd to zdjęcie się znalazło w moim tel, ale jest opaska! :D
Statek wypłynął, myślę, że zrobiliśmy "podkowę", bo płynęliśmy trasą Manhattan-Statua Wolności-Brooklyn-Most Brooklyński-Manhattan-Most Brooklyński-Brooklyn-Statua Wolności-Manhattan
Widoki...NIEZIEMSKIE! Widzieliśmy wszystko za dnia, podczas zachodu słońca i w nocy <3 Kolejna rzecz do odhaczenia na mojej liście :) DJ grał muzykę, puścił nawet "Patry in the USA" Miley, co dało jakiś taki specjalny klimat zwłaszcza na początku rejsu. Niektórzy się bawili, niektórzy robili zdjęcia, inni rozmawiali, ktoś jadł, ktoś pił... Każdy robił co chciał ;) Powiem szczerze, że nie oczekiwałam jakiejś mega fajnej imprezy dlatego też nie rozczarowałam się tym, co tam się działo. Zrobiłam mnóstwo pięknych zdjęć i jestem zadowolona! :D Co nie zmienia faktu, że jednak gdybym nie była tak oczarowana widokami może poszłabym korzystać z imprezy ;)

Po rejsie chciałyśmy z M., D., i A. znaleźć Starbucks i napić się kawy, ale jak na złość żadnego po drodze nie było (REALLY?!), a jak w końcu znalazłyśmy to był już zamknięty ;) Rozstałyśmy się i razem z D. wróciłyśmy do jej auta i w drogę powrotną do naszego CT.

Fotka z auta! :D

W drodze na przystań
Manhattan


Dwie turystki haha, trochę wiało!


Jakiś artysta się we mnie obudził, taka łódeczka
Malutka Ona ;)

Świetne jakościowo selfie przy Statule, jak widać nie tylko my to robiłyśmy :)

And again
Brooklyn

Brooklyn Bridge

Kolejne selfie, tym razem z Manhattanem





Kolacja w drodze do domu.

W niedzielę od rana siedziałam z dziewczynami i A. i robiłyśmy lekcje i projekt na francuski. Później spotkałam się z moja A., pojechałyśmy do Michaels (o rany jak ktoś prowadzi pamiętnik-dziennik to jest to raj dla niego!!!), wybrałyśmy po kilka rodziajów STICKERS do naszych "kalendarzy", a potem na lunch do sushi baru. Jedzenie przepyszne! I najlepsze, że w porze lunchu (czyli do godziny 4 albo 5pm) płacisz tylko 15$ i możesz jeść ile chcesz! Wszystko jest podane na tak jakby szwedzkim stole, idziesz wybierasz i się zajadasz <3 możesz nawet wybrać sobie makaron i dodatki do niego i ci to wszystko ładnie usmażą. BOSKIE miejsce i wiem, że będę tam chodzić częściej :D Później pojechałyśmy do A. i bawiłyśmy się z naszymi kalendarzami.

W Michaels, time to partyyy !


Wycinanki, przyklejanki, radocha i obolała dupka :P



Buziaczki!
N.