czwartek, 5 listopada 2015

Hello from the other side

Tak, to Adele w tytule, nie mogłam się powstrzymać :3

Wpadłam tu, totalnie przez przypadek, lekko popychana jesienną depresją, której pomagała na pewno wredna, malutka tęsknota ;)

O matkości, o czym tu pisać? Tyle sie działo, ale jednocześnie w sumie nic się nie zmieniło... Właśnie skończyłam czytać podsumowującą notkę u Marty i naprawdę, nie mogłabym tego lepiej ująć - Marta i tak jest debeściakiem w pisaniu notek i prowadzeniu bloga, ode mnie dostajesz Złoty Medal kochana! :)

Trochę mi smutno, a przede wszystkim jestem zła na siebie, bo mogłam tego bloga lepiej prowadzić, miałabym teraz przy czym płakać w gorszych dniach - a takie się czasem zdarzają!

Uogólniając, nie to, że żałuje powrotu, co to to nie! Jestem przeszczęśliwa, że wróciłam, że się przeprowadziłam, że zaczęłam studia, że spełniłam swój American Dream w najlepszy i najbardziej dostępny sposób jaki miałam, a przede wszystkim cieszę się, że moje plany z przed wyjazdu nie zmieniły się za bardzo po tym szalonym roku :) (Panie Konsul, nie kłamałam, że wrócę na studia!)

Chciałabym się trochę rozpisać, ale ciężko z półrocznym opóźnieniem opowiadać co się działo w USA... Znowu powinnam dostać kopa w tyłek za pozostawienie bloga...

Pewne jest jedno: wyjazd dał mi ogromną opcję samorozwoju, pod każdym względem: dorosłam, zmądrzałam i stałam sie jednocześnie bardziej otwarta - na ludzi i na rzeczy, które mogę osiągnąć. Ktokolwiek, kto się zastanawia, mówię - jechać! Ktokolwiek, kto się boi, mówię - tym bardziej jechać! Naprawdę, nic wam nie da takiego kopa życiowego jak rok w USA. Nawet, jeśli miałoby to się skończyć powrotem po tygodniu, czy męczarnią z rodzinką, czy rematchem, czy poznaniem drugiej połówki, czy też odnalezieniem drugiej wspaniałej rodziny za oceanem. Mogłabym wymieniać i miejsce by mi się skończyło, ale dążę do jednego - cokolwiek by miało cię spotkać I TAK WARTO JECHAĆ. Oczywiście pozytywnych wspomnień i przeżyć jest dużo, dużo więcej niż tych negatywnych, jednak trzeba być gotowym na wszystko. Tak jak pisała u siebie Marta, taki wyjazd to nie hop siup, trzeba być troszkę dojrzałym, trzeba wiedzieć, ze niekoniecznie będzie kolorowo. Chętnie pojechałabym drugi raz i może jeszcze pojadę, póki co studia i praca same się nie zrobią :)

Jako, że sam program BARDZO mi odpowiada i myślę, że to naprawdę genialna opcja dla młodych dziewczyn, żeby trochę zaszaleć ale też zrobić coś pożytecznego w życiu - zwłaszcza, jak stoicie pomiędzy maturą a studiami i nie wiecie co dalej, albo jak w ogóle nie wiecie co dalej! :D
Nie mogłam opuścić grona au pair tak łatwo. Za bardzo przywiązałam się do tematu i za bardzo chcę przekazać reszcie światu jak fantastyczny pomysł to jest, dlatego (uwaga, autoreklama!) zaczęłam pracę w APIA :) I nie, nie zachwalam programu tylko dlatego, żeby podnieść sobie statystyki- kto czytał [wieki temu] tego bloga wie, że niekoniecznie miałam miodowy American Year z moją host rodzinką ;) Mimo to siedzę tu i piszę [raz jeszcze] JEŹDZIE!

Nie wiem, czy ktoś tu zagląda, ale jeśli tak, to się cieszę :)
Pytajcie, walcie śmiało, zawsze służyłam i nadal służę pomocą. Zwłaszcza teraz, "na zimno", po czasie i po przemyśleniach na pewno trochę inne mam spojrzenie na pewne rzeczy niż tak "na gorąco".
Pozdrawiam wszystkich i powodzenia w realizacji planów! :)